FINAŁ PUCHARU POLSKI 1998
 

Finał Pucharu Polski to chyba największy sukces jakiego doczekała się piłka nożna w Koninie. Sukces, który mógłby być większy, gdyby nie złodzieje i grabarze polskiej piłki. Inaczej nie można określić tych wszystkich, dla których radość kibiców i zwycięstwo w sportowej grze można kupić. 13 czerwca 1998 to data, którą zna chyba każdy prawdziwy kibic z Konina. Po wyeliminowaniu szeregu zespołów (w tym w ćwierćfinale GKSu Katowice i półfinale Polonii W-wa) nasz  ukochany klub przystąpił do finału rozgrywek pucharowych z drużyną Amiki Wronki w Poznaniu. Na stadionie Lecha, przy ulicy Bułgarskiej, pojawiło się według różnych źródeł i donosów prasowych do 7 tysięcy konińskich kibiców, co oczywiście było swoistym rekordem dla sympatyków piłki kopanej z górniczego miasta. Trzeba przyznać, że widok ciągnącej się kolumny autokarów, które razem wyruszyły z placu giełdy, robił wrażenie. Tego dnia również na dworcu nie brakowało konińskich fanów, dwa kolejne składy pociągów wyruszyły po brzegi wypełnione biało-niebieskimi! Zarząd klubu przygotował na tę okazję specjalne gadżety, w tym baloniki i chusty, które były rozprowadzane razem z biletami, niestety wszystkie firmowane logiem huty...  mimo to, wszystko to sprawiało, że cały orszak był naprawdę barwny, oczywiście w kolorach bieli i nieba. Jeszcze przed meczem, przed stadionem doszło do niewielkiego starcia z kibicami z Wronek, w wyniku czego jednemu z  naszych fanów udało się zdobyć jedną z flag Amiki, a właściciela zmieniło kilka szalików wronieckiego klubu. Na stadionie zajęliśmy sektory Lecha Poznań, w naszym młynie rekordowa liczba ponad 2 tysięcy głów! Na płocie zawisły chyba praktycznie wszystkie wówczas nasze flagi. Wspierali nas kibice Górnika  Wałbrzych, Dyskoboli Grodzisk Wlkp., a także gospodarze obiektu, czyli fani Kolejorza. Jeszcze przed rozpoczęciem zawodów miało miejsce jakieś drobne starcie z fanami Amiki, spowodowane tym, iż goście chcieli przewiesić naszą fanę, co jednak spotkało się z naszą szybką reakcją i niestety późniejszą wizytą psów w sektorze, ostatecznie jednak flaga wisiała jak powinna. Wreszcie o 17.oo pierwszy gwizdek i od razu atak konińskich piłkarzy na bramkę Kuchenek. Pierwsze dwadzieścia minut w wykonaniu biało-niebieskich było wręcz powalające! Artur Bugaj w duecie z Andrzejem Jaskotem, co chwilę zostawiali wronieckich obrońców w tyle. Do 17 minuty piłkarzom Amiki udawało się wyjść cało z opresji. Wtedy po raz pierwszy Stróżyńskiego pokonał wychowanek konińskiego Górnika, Tomasz Wojciechowski! Radości na biało-niebieskich trybunach nie było końca, a przewaga Koninian rysowała się z minuty na minutę coraz większa. W 33 minucie spotkania było już 2-0! Ładna akcja konińskiego zespołu i drugą bramkę dla konińskiej jedenastki strzela były reprezentant Polski, Piotr Czachowski! Chyba w tamtym momencie na konińskich trybunach nie było już nikogo, kto by przypuszczał, że puchar nie może pojechać do Konina... Dobrych nastrojów konińskim fanatykom nie popsuła nawet strzelona przez Amikę bramka na 2-1 w 35 minucie (Przerada). Dalej niestety widowisko sportowe się już chyba raczej skończyło... Co najwyżej nieobiektywne dotychczas sędziowanie przez arbitra głównego tego spotkania, Marka Kowalczyka z Lublina, zaczęło przypominać dyktaturę pojedynku na płycie boiska. Urojone sytuacje, wymyślne faule, żółte kartki wzięte praktycznie z powietrza, wskazywały na to, że mecz rozegrany był już wcześniej, niestety nie na boisku, a w pozasportowych kuluarach. Jeszcze przed przerwą, do remisu doprowadził Kryszałowicz, bramka padła z rzutu karnego, nie pierwszej i nie ostatniej problematycznej sytuacji na boisku tego dnia. Zdaniem sędziego Augustyniak faulował Bilińskiego, choć w 31 minucie, w podobny sposób na polu karnym Amiki powstrzymywany był przez Małachowskiego Andrzej Jaskot. Niestety, tego już sprzedawczyk z Lublina nie widział... W przerwie, jak się później okazało, były nawet plany koninian, by nie wychodzić na drugą połowę, w końcu to co na boisku wyczyniał Kowalczyk przekraczało wszelkie granice dobrych manier. Ostatecznie konińscy piłkarze wybiegli na drugą drugą część spotkania, która w decyzjach arbitra nie różniła się wiele od pierwszej, może jedynie ilością zamierzonych kardynalnych błędów, oczywiście tylko, gdy do piłki mieli dojść biało-niebiescy. Górnik grał jednak dalej swoje i ku rozpaczy wronieckich sportowców a także wbrew sędziemu, po raz kolejny wyszedł na prowadzenie, strzelając bramkę po składnej akcji. Autorem gola w 75  minucie był Bugaj. Niestety to co działo się później na płycie stadionu Lecha, mogłoby posłużyć jako scenariusz do 2 części "Piłkarskiego pokera". Kowalczyk dalej gwizdał w jedną stroną, czego efektem były choćby żółte kartki dla konińskiego zespołu, i to aż 7 w przeciągu całego spotkania (Oleszek, Gajewski, Augustyniak, Bugaj, Kolasa, Kolasa, Jaskot) przy jednej dla zespołu z Wronek. W 78 minucie kolejna paranoja sędziego! Druga żółta, w konsekwencji czerwona kartka dla najlepszego tego dnia piłkarza Górnika - Jaskota! Powód - zdaniem sprzedawczyka niesportowe zachowanie konińskiego piłkarza, który w momencie wykonywania rzutu wolnego przez Bilskiego, nie zdążył odsunąć się na czas na przepisową odległość! Na próżno protesty i błagania reszty zespołu, Jaskot musiał opuścić boisko, osłabiając tym samym zmęczonych już górniczych zawodników. Szał i nerwy na trybunach powodował, że na obiekcie Lecha pojawiła się psiarnia ze strzelbami, podwoiła się także liczba ochrony! Konińscy kibice skandowali takie przyśpiewki jak: "Je... sędziego...", "Złodzieje..." czy "Pojedziemy do Lublina i spalimy sku..." jednak na pseudoarbitrze nie robiło to chyba większego wrażenia, bowiem sędziował dalej na korzyść Wronek. A co działo się dalej na boisku nie trudno sobie wyobrazić. Z pomocą Kowalczyka, Amika wyrównała na 2 minuty przed końcem, doszło zatem do dogrywki. A w niej, co było chyba kwestią czasu, zdobyła dające jej wygraną, dwie bramki. Ostatecznie z wynikiem 3-5 chyba nikt nie mógł się pogodzić, ani kibice Górnika, ani działacze, ani też sami piłkarze, którzy długo nie chcieli podejść do wręczenia im srebrnych medali i pamiątkowego pucharu. Skandal! - tak najczęściej komentowali pracę sędziego postronni obserwatorzy tego widowiska, a takich nie brakowało (m.in. rener Lecha - Adam Topolski, prezes Olimpii Poznań - Bolesław Krzyżostaniak, szef Zawiszy Bydgoszcz - Edward Potok czy były szkoleniowiec konińskiej ekipy - Janusz Białek). To co wyprawiał Kowalczyk widzieli wszyscy, kibice, działacze, oficjele (w tym 3 wojewodów:  koniński Stanisław Tamm, poznański - Maciej Musiał i pilski - Ireneusz Michalak), a także cała piłkarska Polska, bowiem finał PP był na żywo transmitowany w Canal +. Po meczu powiedzieli; (Jerzy Kasalik) - "Jestem pełen uznania dla swoich zawodników. Zagrali doskonały mecz. To sędzia nie pozwolił nam zdobyć Pucharu Polski. Zatem nie pogratuluję trenerowi Wąsikiewiczowi sukcesu, choć nie on jest odpowiedzialny za to, co dziś stało się na boisku. Taki sędzia nie miał prawa prowadzić spotkania tak dużej rangi." ;    (Janusz Białek - były szkoleniowiec KSG) - "Jestem dumny z chłopaków. To wręcz niesamowite, jak fantastycznie zagrali, zwłaszcza w pierwszych dwudziestu minutach. Zasłużyli na zwycięstwo." . I rzeczywiście, nasi piłkarze tego dnia zasłużyli na zwycięstwo... Nie pomogły późniejsze apelacje i pisma do PZPNu. Kwalifikator meczu - Alojzy Jarguz wystawił niesłychanie wysoką notę za pracę Kowalczyka w tym meczu. PZPN w kilkanaście dni później, nałożył jednak karę, ale symboliczną, na oszusta z Lublina, bowiem zakazał mu sędziowania meczy piłkarskich na 3 miesiące. Kara ta oczywiście budzić mogła jedynie śmiech a także zażenowanie takim postępowaniem naczelnych władz rozgrywek piłkarskich w Polsce. Oby kiedyś to wszystko się zmieniło... Emocje piłkarskie jak i kibicowskie na ten dzień się skończyły. W związku z takim obrotem sprawa nie wypaliła przygotowywana przez zarząd klubu feta już w Koninie, na stadionie, a nam przyszło w smutnych nastrojach wracać do domów. Jak się później dopiero miało okazać, główny działacz Amiki Wronki od czasu jej powstania w 1992 roku, z którym klub z Wronek odnosił największe, najprawdopodobniej ustawiane sukcesy - Ryszard F. pseudonim Fryzjer - zostanie głównym bohaterem największej w historii afery korupcyjnej w polskiej piłce nożnej. Obejmie ona swoim zasięgiem niemal całą Polską, wielu sędziów i obserwatorów piłkarskich, prominentnych działaczy sportowych, zawodników i uznane kluby sportowe. I choć afera, nie będzie jeszcze dotyczyć bezpośrednio samego finału PP w 1998 roku, to jednak zamieszani będą w nią ludzie powiązani z tym meczem (jak choćby ówczesny trener Amiki - Wojciech Wąsikiewicz). Tym samym będzie ona świadczyć o tym, że jest bardziej niż wielce prawdopodobne, jakoby nasz finał został także ustawiony przed samym meczem. Samemu Fryzjerowi zostanie postawiony zarzut kierowania od 2000 roku zorganizowaną grupą, która ustawiała wyniki meczów piłkarskich w polskiej I, II i II lidze. Jego dom położony w jednej z wielkopolskich wsi, miano wówczas nazywać "biurem spadków i awansów". Nam pozostaje mieć jedynie nadzieję, że mimo upływu tylu lat, sprawa naszego finału PP ujrzy jeszcze kiedyś światło dzienne, a winni tamtejszemu wynikowi zostaną rozliczeni. Żeby było śmieszniej, trener Amiki Wronki z finału PP w 1998 roku, wspomniany Wąsikiewicz, został w krótkim czasie także trenerem konińskiego zespołu. Spotkało się to z natychmiastową ripostą kibiców z sektora najwierniejszych fanów, którzy na transparencie przygotowanym ze specjalnych chust (wydanych przez klub z okazji finału PP) na jednym z meczó ligowych, umieścili napis "Wąsikiewicz oddaj puchar!". Niestety, nasz przykład pokazuje dobitnie, że w Polsce można robić przekręty w biały dzień, a sport jest olbrzymią areną tego precedensu! Wystarczy mieć pieniądze, a można kupić wszystko. Przykro o tym mówić, szczególnie, gdy przyjdzie przekonać się o tym na własnej skórze. Przykro o tym mówić, bo dotyczy to całego praktycznie naszego kraju, całego PZPNu i skorumpowanych pseudodziałaczy, którzy swoimi zagrywkami rujnują polską piłkę.

 
Biało-niebieski młyn na finale PP w 1998 roku
 
Barwne sektory konińskich kibiców
 
Sektory konińskich kibiców na stadionie w Poznaniu
 
Fani Lecha na sektorach KSG
 
Szybka interwencja konińskich fanów
 
Konińscy kibice w walce z policją
 
Flaga chłopaków z Koła na finale PP '98
 
 

autor: ZATORZE_F (aktualizacja 25.03.2011) - najedź kursorem na obrazek, aby zobaczyć opis.